Czy TSUE podważa europejskie przepisy? WIBOR stanowi doskonałą okazję do tego.

Powiedzmy najpierw, o co chodzi w pozwach wnoszonych przeciwko bankom przez kredytobiorców spłacających zobowiązania hipoteczne w złotych. Celem ich jest będącego podstawą oprocentowania kredytów. Gdyby do tego doszło, podstawą oprocentowania byłaby tylko marża banku. Gdyby do tego doszło to – według naszych robionych z grubsza szacunków – przy obecnie zawieranych umowach i w aktualnych warunkach Na razie nieco ponad tysiąc kredytobiorców hipotecznych uznało, że jest o co powalczyć, tym bardziej, że frankowiczom udało się „rozjechać” banki i wydrenować z nich 70 mld zł, a może znacznie więcej.

Co może zmienić całkowicie pole gry? Jedynie korzystne dla roszczeń kredytobiorców orzeczenie TSUE. Tak, jak było to jesienią 2019 roku w sprawach frankowych, kiedy tsunami roszczeń nadeszło po werdykcie Trybunału. Powiedzmy od razu – kredyty we frankach i kredyty w złotych o oprocentowaniu opartym na WIBOR to nie są sprawy symetryczne, choć na rzekomej ich symetrii oparty jest marketing kancelarii prawnych, mający być dźwignią ich biznesu, a tym samym wzrostu podaży pozwów.

– i jedno z nich, kursowe, zmaterializowało się z nadmiarem, gdy wybuchł wielki globalny kryzys finansowy. W przypadku kredytu w złotych opartym na WIBOR kredytobiorca bierze na siebie tylko ryzyko stopy procentowej. Ale czy to ryzyko nie może być nadmierne, czy też – innymi słowy – nie może się zmaterializować ryzyko systemowe?

Oczywiście – może. A wielu ekonomistów mówi, że wzrosła za mało, by poskromić inflację, czego jeszcze odczujemy wszyscy opłakane skutki. Jakie są zatem granice ryzyka, które może ponosić konsument-kredytobiorca, a od jakiej granicy powinien je ponosić bank? Ile to może kosztować i kto powinien za to zapłacić?

To właśnie materializacja ryzyka systemowego spowodowała wzrost kursu franka, spowodowała zubożenie ogromnych rzesz kredytobiorców, a Powodem nie były żadne klauzule umowne mniej lub bardziej rzekomo „abuzywne”, choć łatwo wskazać poszczególne umowy kredytowe, w których nie była zachowana równowaga stron.

Na to, że na konflikt frankowiczów z bankami trzeba popatrzyć od strony materializacji ryzyka systemowego, które przerosło wyobraźnię stron kontraktu i w tym kontekście przyjrzeć się możliwościom podziału kosztów tego ryzyka zwracał już uwagę emerytowany profesor Uniwersytetu Gdańskiego Leszek Pawłowicz w wywiadzie dla miesięcznika „Bank”. Sprawy potoczyły się jednak zupełnie inaczej,

Choć trzeba wyraźnie powiedzieć – przez osiem minionych lat, kiedy to polskie państwo miało wielokrotnie szansę, żeby zapobiec wyrokom urągającym elementarnemu poczuciu sprawiedliwości społecznej, zachowało się skrajnie niedojrzale, w sposób urągający samemu pojęciu państwa. Wygląda na to, że nie, choć na razie żadne sygnały o stanowisku rządu nie płyną. Jak dotąd Komitet Stabilności Finansowej podtrzymał we wrześniu swoją wcześniejszą, dwa razy już wyrażaną ocenę, że brak jest podstaw prawnych do badania postanowień umowy kredytu dotyczącej zmiennego oprocentowania opartego na wskaźniku referencyjnym WIBOR w świetle chroniącej konsumentów dyrektywy 93/13.

Zadeklarował też, że będzie wspierać stanowisko rządu zmierzające do wyeliminowania lub ograniczania ryzyka wynikającego z niekorzystnego dla umów „na WIBOR-ze” rozstrzygniėcia TSUE. Nowe światło na dyskusję prawną na temat stosowania przez banki w umowach WIBOR rzucili ostatnio Katarzyna Kamińska-Krawczyk i Łukasz Stankowski z Deloitte Legal w artykule w serwisie prawo.pl. Wskazali oni, że .

Ponieważ jest on wskaźnikiem referencyjnym, opracowywanym przez licencjonowanego administratora, bank ma obowiązek go stosować w umowie z konsumentem. Twierdzą, że bank nie ma zatem żadnej swobody w ustalaniu odsetek w przypadku umowy o kredyt o oprocentowaniu zmiennym i dlatego nie może być mowy o „abuzywności” stosowania stopy WIBOR.

WIBOR ma mocne plecy, bo faktycznie figuruje w wykazie kluczowych wskaźników referencyjnych załączonym do rozporządzenia wykonawczego 2019/482 zmieniającego rozporządzenie wykonawcze Komisji Europejskiej 2016/1368 ustanawiające wykaz kluczowych wskaźników referencyjnych na podstawie rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady UE 2016/1011, czyli rozporządzenia BMR.

– Mówimy o konsekwencjach nie tylko dla rynku polskiego, bo WIBOR jest jednym z pięciu (wskaźników) objętych BMR (…) Negatywne rozstrzygnięcie dotyczące WIBOR spowodowałyby kwestionowanie innych wskaźników – mówił na konferencji prasowej prezes Związku Banków Polskich Tadeusz Białek. – Liczymy, że Komisja Europejska będzie miała na względzie wymiar ogólnoeuropejski – dodał.

Bo faktycznie, KE powinna się przyjrzeć, czy pomiędzy BMR, regulującym kwestię wskaźników referencyjnych, a dyrektywą chroniącą prawa konsumenta zachodzi spójność. To wymaga jednak głębokiej analizy i mało prawdopodobne jest, żeby nastąpiła ona do końca października, a więc terminu, w jakim oczekiwana jest odpowiedź KE na zapytanie TSUE.

Nie zmienia to wcale faktu, że wskaźnik referencyjny użyty do wyznaczania kosztu kredytu, jakikolwiek by nie był, tak czy inaczej Pytanie, czy akceptowalne jest, by to ryzyko było dowolnie wysokie. W ciągu niespełna roku w Polsce stopy procentowe wzrosły o 640 punktów bazowych, a co by było, gdyby wzrosły o 6400 pb? Czy są takie granice ryzyka, na które konsument może być eksponowany, czy też nie?

Jest to o tyle istotne, że przez cały (prawie) okres od początku transformacji polscy kredytobiorcy funkcjonowali w otoczeniu spadającej inflacji i spadających stóp. Ten długoterminowy trend zakończył się w 2019 roku i od tego czasu (z przerwą na pandemię) żyjemy w okresie wysokiej lub też wysoce zmiennej inflacji i – prawdopodobnie – zmiennych lub raczej wysokich stóp. To zupełnie inny krajobraz i nie sposób go ignorować.

Chyba, że chcemy by system finansowy szarpany był wciąż przez mniej lub bardziej uzasadnione pozwy.