W marcu 1990 r. Litwa, jako pierwsza z republik ZSRR, ogłosiła niepodległość. Moskwa nie chciała się na to zgodzić. Wprowadziła drastyczne sankcje gospodarcze, a na ulice wyjechało wojsko
Po nieudanej próbie przejęcia władzy przez promoskiewskich komunistów, zaczęły się mnożyć ataki na litewskich celników i pograniczników. Do najbardziej spektakularnej akcji doszło 31 lipca 1991 r. w Miednikach. OMON zabił tam siedem osób. Trzech bezpośrednich wykonawców zostało zaocznie skazanych na dożywocie. Moskwa nie zgodziła się na ich ekstradycję. Do więzienia trafił tylko Konstantin Michajłow.
Rozpadające się imperium radzieckie weszło w lata 90. XX w. na mocno niepewnych nogach. 11 marca 1990 r. parlament Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej ogłosił secesję ze Związku Radzieckiego i odnowił niepodległość Litwy. Jednak praktycznie żaden kraj nie uznał tego kroku, co nie przeszkadzało Litwinom w stopniowej organizacji swej państwowości.
Formalnie Moskwa nie godziła się z tym i podjęła realne działania. Na ulice litewskich miast wysłano czołgi i patrole wojskowe. Dołożono do tego blokadę ekonomiczną. Na Litwę przestały płynąć radziecka ropa oraz gaz. Stan taki trwał do końca czerwca 1990 r., kiedy to przedstawiciele Wilna i Moskwy usiedli do rozmów nad przyszłością republiki.
Do końca czerwca 1991 r. niepodległą Litwę uznały tylko Słowenia, Dania i Mołdawia, dlatego Litwini, aby fizycznie odciąć się od ZSRR, zaczęli obsadzać granice własnymi służbami celnymi. Początkowo nowi urzędnicy pojawili się tylko na głównych, kluczowych miejscach na mapie. Tak uruchomiony został m.in. punkt w Miednikach, tuż przy granicy z Białorusią.
Jednak od stycznia 1991 r. (Kreml przeprowadził wtedy nieudaną próbę siłowego obalenia tymczasowego nowych władz Litwy) punkty kontrolne były ponad 30 razy celem ataków sił specjalnych radzieckiego MSW — OMON-u, tzw. czarnych beretów. Amerykański dyplomata spowodował śmiertelny wypadek. Uciekł z kraju.
Jak przypomina „Kurier Wileński”, do najtragiczniejszej akcji tego typu doszło w Miednikach. 31 lipca 1991 r. Pod osłoną nocy do punktu kontrolnego przyjechali „komandosi Moskwy” i zatrzymali celników. Kazali się im położyć na ziemi twarzą w dół i zaczęli strzelać. Siedmiu funkcjonariuszy zginęło. Przez przypadek przeżyła jedna osoba — inspektor Tomas Sernas. Został ciężko sparaliżowany i porusza się na wózku.
Mord w Miednikach to były ostatnie konwulsje imperium, które się rozsypywało i próbowało się utrzymać. Droga, która była obrana, wiodła dosłownie ku przyśpieszeniu procesu rozpadu. Władcy Kremla myśleli, że da się zastraszyć ludzi poprzez wymordowanie celników — oceniał zdarzenie w rozmowie z TVP Wilno Artur Płokszto, wykładowca Litewskiej Akademii Wojskowej.
Choć mord w Miednikach został uznany za zbrodnię ludobójstwa, to niepokojeni przez nikogo sprawcy spokojnie opuścili Litwę. Jak pisał litewski portal Delfi, Konstantin Michajłow usłyszał wyrok dożywotniego więzienia. Pozostali uczestnicy akcji Czesław Młynik, Andriej Łaktionow i Aleksandr Ryżow zostali skazani zaocznie na taką samą karę.
Moskwa nigdy nie zgodziła się na ich ekstradycję. ZSRR zaakceptował niepodległość Litwy dopiero we wrześniu 1991 r. pod naciskiem USA, a 3 miesiące później sam przestał istnieć.
Państwo litewskiego każdego roku organizuje w Miednikach uroczyste obchody masakry. W miejscu, gdzie doszło do ataku, utworzono muzeum i znajduje się tam symboliczny pomnik.