Wiceszef Ministerstwa Obrony Narodowej Cezary Tomczyk poinformował w kwietniu o sprawie dotyczącej zegarka wartego około 6 tysięcy złotych, który został wręczony byłej szefowej Centrum Operacyjnego MON, Agnieszce G. ze strony ministerstwa za czasów rządów partii Prawo i Sprawiedliwość.
Według relacji Tomczyka, po przegranych wyborach minister Błaszczak zdecydował się przyznać 6 milionów złotych na nagrody dla swoich pracowników. Jednakże wśród osób ubiegających się o nagrody znaleźli się także tacy, którzy nie pracowali już w MON i nie mieli prawa otrzymać takiej nagrody. Wtedy pojawił się pomysł związany z procederem, polegający na zakupie drogich przedmiotów, oficjalnie przeznaczonych na prezenty dla dygnitarzy zagranicznych, jednakże nigdy nie trafiających faktycznie do tych osób, lecz do kieszeni najbliższych współpracowników ministra.
Część eskalacji dotyczyła e-maila Agnieszki G. z listopada ubiegłego roku, w którym to zatytułowany jako „Zegarek” wiadomość zawierała informację: „Taki sobie wybrałam”, załącznik ze zdjęciem zegarka oraz link do strony jubilera, na której był dostępny model zegarka. Minister Mariusz Błaszczak skomentował sprawę w kwietniu, zarzucając trudność znalezienia gadżetu wartego 5 tysięcy złotych w kontekście rocznego budżetu MON wynoszącego prawie 100 miliardów złotych.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała w ostatni piątek o postawieniu zarzutów Agnieszce G. oraz byłej szefowej Departamentu Administracyjnego MON, Jolancie L., oskarżając je o przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Zegarek, którego wartość wynosiła 5,1 tysiąca złotych, według śledczych został przekazany Agnieszce G. pod pozorem wręczenia go członkom zagranicznej delegacji.
W toku śledztwa zatrzymano zegarek od Agnieszki G., który był przechowywany w jej miejscu zamieszkania. Przesłuchano również urzędników MON oraz uzyskano dokumentację dotyczącą zakupu i wydania zegarka, a także zabezpieczono treści skrzynek e-mailowych używanych przez podejrzane osoby. Zarówno Agnieszka G., jak i Jolanta L. nie przyznały się do winy, przy czym ta druga złożyła wyjaśnienia i zaprzeczyła swojemu zaangażowaniu. Obu kobietom grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.