Cieszymy się, gdy pada deszcz, ponieważ nie mamy systemów nawadniających. Ale to było trudne lato – powiedziała niemieckiemu dziennikowi „Allgäuer Zeitung” sadowniczka Lena Nüberlin znad Jeziora Bodeńskiego. Na początku czerwca piwnice znalazły się pod wodą, a drogi były nieprzejezdne. Obecnie mamy wystarczającą liczbę pomocników przy żniwach – przyznaje Nüberlin, jednak dodaje, że jest to „trudniejsze niż wczesniej”.
Plantatorzy – jak podaje „AZ” – coraz częściej muszą się ratować przed niskimi cenami. Tutaj jednak pojawia się kolejny problem. „Z trudem udaje nam się uzyskać ceny, które pokryłyby koszty pozyskania owoców z drzewa” – przyznaje sadowniczka. „Często dla pomocników musimy zapewnić świetne mieszkania z dostępem do internetu, kuchnią i wszystkim innym” – opowiada.
Kłopotliwa jest również biurokracja. Rozwiązaniem jest zatrudnienie przez okres do 70 dni, które nie podlega składkom na ubezpieczenie społeczne. „Ale 70 dni szybko zostaje przekroczone, potem jest to dla nas droższe i robotnicy nie mają już pieniędzy” – dodaje. Według Nüberlina, obecnie trwają rozmowy na temat nowych regulacji, które miałyby uprościć sytuację dla plantatorów.
Jak podaje dziennik, ze względu na wysokie wymagania i koszty produkcji w Niemczech, zagraniczne owoce stają się coraz większym problemem dla lokalnych rolników. Zdaniem plantatorki konieczne są szybkie rozwiązania – wśród nich promowanie i podkreślanie lepszej jakości miejscowych produktów, niż tych importowanych z zagranicy. „Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby wesprzeć naszych rolników, bo inaczej staną się oni przeciwko nam” – ostrzega sadowniczka.