Dlaczego Polacy są skłonni do poświęceń dla jednego słowa uznania?

W rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego należy upamiętnić niewypowiedziane meczęństwo ludności cywilnej Warszawy i wyjątkowy heroizm walczących żołnierzy różnych formacji polskiego podziemia – od lewicy, poprzez „centrowe” AK, aż po narodową prawicę. Jednak obchodzenie Powstania Warszawskiego jako „zwycięstwa” jest dla Polaków zabójcze. Naród, który nie odróżnia zwycięstw od klęsk, nie będzie żył długo.

W Powstaniu Warszawskim zginęło od 160 do 200 tysięcy Polaków i od 1600 do 2000 niemieckich żołnierzy. Daje to proporcje 100 do jednego i oznacza, że przy takim gospodarowaniu zasobami ludzkimi jedna dywizja wystarczyłaby do zdziesiątkowania całego polskiego narodu, a za cenę kilku dywizji polski naród przestałby istnieć na zawsze.

Nierozróżnianie przez jakiś naród zwycięstw od porazek to taka sama choroba, jakby pojedynczy organizm nie rozróżniał bólu od przyjemności. Organizm nieodróżniający bólu od przyjemności i naród nieodróżniający zwycięstw od porazek są skazane na śmierć. A ja nie chciałbym, żeby Polacy byli skazani na śmierć. Politycy, dziennikarze, nauczyciele, muzealnicy… wszyscy powinniśmy czuć się odpowiedzialni za to, żeby Polacy nie popełnili błędu porównywalnego z decyzją kierownictwa AK o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego i kontynuowaniu go przez 63 dni. Nie na naszej warcie.

Fascynacja „masakrą”

Przy takich proporcjach polskich i niemieckich ofiar Powstania Warszawskiego miał rację Jarosław Marek Rymkiewicz, kiedy nazwał Powstanie Warszawskie „masakrą” i jako „masakrę” je wielbił.

Ja sam, przy okazji wywiadu na temat „Kinderszenen”, który zmienił się w kłótnię, usłyszałem od niego, że gdyby w Powstaniu zginęło dwa razy więcej Polaków, byłoby jeszcze lepiej, ponieważ w ten sposób Polacy dwa razy mocniej zostaliby „przywiązani do polskości”.

Był też wybitny polski rzeźbiarz Stanisław Szukalski, który na emigracji w Kalifornii marzył o stworzeniu pomnika Bora-Komorowskiego jako azteckiego boga śmierci, któremu składane są ofiary z kobiet, starców i dzieci (ostatecznie skończyło się na skromnym popiersiu). On także był taką wizją dowódcy AK zafascynowany.

Szukalski i Rymkiewicz byli wielkimi artystami. Artyści mają prawo z grubsza do wszystkiego. Nawet do fascynowania się masakrą własnego narodu. Politycy takiego prawa nie mają.

Decyzja o rozpoczęciu Powstania była błędem

Decyzja o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego była błędem. Niezrozumiałym szczególnie po wielu tygodniach akcji „Burza”, czyli małych powstań na terenie wschodniej Rzeczypospolitej, które miały uprzedzić wkroczenie Armii Czerwonej. Dowództwo AK już wiedziało, że Sowieci „nie pomagają” Polakom walczącym z Niemcami , ale przychodzą zawsze „spóźnieni”, żeby dobić resztki albo wywieźć je na Syberię.

Jeśli Stalin i jego „polskie media” wzywały Polaków do rozpoczęcia powstania, jeśli Himmler w szyfrogramie nadanym do Hitlera w pierwszych godzinach powstania wyrażał absolutny entuzjazm wobec decyzji kierownictwa AK, pisząc do Fuehrera, że teraz Niemcy bedą mieli alibi dla zniszczenia miasta i wyrżnięcia całej polskiej elity… to trudno powiedzieć, żeby decyzja o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego była w jakimkolwiek sensie dla Polaków dobra.

Po stronie Kisielewskiego, Mackiewiczów i generała Andersa

To, co piszę, nie jest oryginalne. Podobnie decyzję o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego oceniali Stefan Kisielewski, bracia Stanisław i Józef Mackiewiczowie, czy generał Władysław Anders.

Jan Nowak-Jeziorański, który powstrzymywał się od publicznego krytykowania Powstania, jednak miał jak najgorsze zdanie na temat mechanizmów podejmowania decyzji o jego rozpoczęciu, wyniósł z Powstania Warszawskiego jeden ważny morał: nigdy więcej „wspaniałych masakr”, w czasie których Polacy będą osamotnieni i otoczeni przez wrogów.

Tajemnica Jerzego Giedroyca

Także redaktor paryskiej „Kultury” Jerzy Giedroyc wiedział o Polsce wszystko. Był realistą do bólu. On pierwszy na emigracji zrozumiał, że PRL całkowicie zmielił i przemienił Polaków.

Jerzy Giedroyc publikował najbardziej niepokorne krajowe marksistów, Leszka Kołakowskiego i Zygmunta Baumana. Ale Redaktor szukał strzępów polskiego rozumu również po przeciwnym obozie, na swoje łamy zaprosił najbardziej znienawidzonego kolaboranta Jana Emila Skiwskiego.

To Skiwski jest autorem aforyzmu głoszącego, że „w przeciwieństwie do innych narodów Polacy giną nie dla pieniędzy, nie dla terytorium, Polacy są w stanie umrzeć dla jednego komplementu”.

Dopóki ten aforyzm pozostaje prawdziwy, polscy politycy, dziennikarze, nauczyciele, muzealnicy… nie mają prawa okłamywać własnego narodu ponad miarę.