Kilka dni temu organizatorzy wielkoszlemowego Roland Garros wprowadzili na stronie internetowej imprezy dodatek dla kibiców. W aktualizowanej codziennie zakładce „plan ” pod wybranymi spotkaniami turnieju znajdziemy informację opisaną jako „poziom ekscytacji”. Jest ona określona w procentach od 1 do 100. W ten sposób Francuzi sugerują internautom odwiedzającym oficjalną witrynę Roland Garros, które z nadchodzących pojedynków zapowiadają się najciekawiej, a które nie zapowiadają się aż tak interesująco.
To dosyć oryginalny pomysł na promowanie własnego wydarzenia. Eksperci zdziwieni Eksperci nie kryją zdumienia. – To strasznie dziwne. Nie rozumiem, co organizatorzy chcą uzyskać w ten sposób. Niedocenianie własnych spotkań to rodzaj samobójstwa. Celem władz turnieju nie jest wskazywanie , który mecz jest dobry, a który mniej – mówi w rozmowie ze Sport.pl włoski dziennikarz tenisowy Marco Mazzoni z SuperTennis TV, który niedawno pomagał także w organizacji imprezy 1000 oraz ATP 1000 w .
Ruch władz paryskiego turnieju zadziwia. To trochę tak, jakby np. galeria reprezentująca artystów przed wernisażem umieściła na stronie internetowej sugestię, które prace warto zobaczyć na wydarzeniu, a które niekoniecznie. Pytanie, co na to m.in. Eurosport oraz inni nadawcy, którzy transmitują tegoroczne zawody Roland Garros. Czy takie uwagi mogą wpłynąć na mniejszą oglądalność poszczególnych spotkań?
Pomysł Francuzów jest tym bardziej zadziwiający, że o potencjalnej atrakcyjności spotkań świadczy już samo przyporządkowanie ich do największych kortów. Fakt, że dany mecz odbędzie się na najbardziej znanym, reprezentatywnym obiekcie, już jest sugestią ze strony organizatora, które mecze warto zobaczyć przede wszystkim. Nie potrzeba do tego dodatkowych informacji. Czy władze turnieju powinny tak robić?
Pierwszy raz spotykam się z takimi komunikatami – mówi nam Diego Barbiani z portalu Oktennis. – Uważam to za bezużyteczne, co wynika także z faktu, że jako dziennikarz śledzę i nie potrzebuję podobnych wskazówek. Nie wiem, czemu mają służyć. A z punktu widzenia mniej zagorzałych kibiców to oczywiste, że mecz z udziałem np. światowej jedynki może wzbudzić większe zainteresowanie, ale jednocześnie nie sądzę, aby organizatorzy musieli to tak podkreślać. Podobnych informacji nie umieszczano dotąd na stronach innych turniejów tenisowych.
W przypadku paryskiej imprezy przy każdym ze wskazań pojawia się doprecyzowanie, jaka firma odpowiada za analizę. To Infosys, przedsiębiorstwo z branży IT zajmujące się zbieraniem i analizą danych. Nie tylko angażuje się we wspieranie zawodowych turniejów, ale sponsoruje także największych tenisistów – m.in. Igę Świątek oraz Rafaela Nadala. Nie znamy dokładnej metodologii przygotowanych wskaźników. Nie wiadomo, dlaczego np. spotkanie 24. na świecie Emmy Navarro z wiceliderką Aryną Sabalenką zostało ocenione wyżej niż mecz Alexa De Minaura (11. ATP) z Daniiłem Miedwiediewem (5. ATP). Można się spierać o konkretne procenty, ale to ma mniejsze znaczenie.
Otwarte pozostaje pytanie, czy organizatorzy turnieju powinni w ten sposób niejako dyskredytować ten, czy inny pojedynek w oczach kibiców.