Lipiec 2023 roku. Polki wyrywają Amerykankom zwycięstwo w meczu o brąz po dramatycznym, pięciosetowym boju. To ich pierwszy medal na imprezie rangi światowej od 1968 roku i brązowego krążka przywiezionego z igrzysk w Meksyku. To ten sukces sprawił, że Polki uwierzyły, że mogą pokonywać najlepsze zespoły na świecie i napędził je do awansu na turniej olimpijski w Paryżu.
Czerwiec 2024 roku. Polki ogrywają w tie-breaku Brazylię i sięgają po drugi brązowy medal Ligi Narodów z rzędu. Znowu po horrorze, ale tym razem już z pełną świadomością, że potrafią ogrywać najsilniejsze zespoły w światowej siatkówce kobiecej. I teraz niech ten sukces sprawi, że nabiorą jeszcze większej pewności siebie przed nadchodzącymi igrzyskami. Tylko Polki pozostały na podium.
Najrówniejszy zespół ostatniego roku? Polki to jedyny zespół, który znalazł się w najlepszej trójce zarówno zeszłorocznych, jak i tegorocznych rozgrywek Ligi Narodów. Wtedy złoto zdobywały Turczynki, srebro Chinki, a na czwartym miejscu skończyły Amerykanki. Teraz w finale rywalizują ze sobą Włoszki i Japonki, a pokonane przez Polki zostały Brazylijki. Kto wie, czy Polki nie są najrówniejszym zespołem na przestrzeni ostatniego roku w kobiecej siatkówce? A na pewno nie można im już zarzucać, że wygrywają tylko z jednym typem rywali.
Od przyjścia Stefano Lavariniego w meczach o stawkę bardzo często Polki świetnie stawiały się przeciwnikom, którzy na papierze byli o wiele silniejsi, ale tylko z niektórymi udawało im się zwyciężać. Najczęściej z Amerykankami i Włoszkami, problemy pojawiały się, gdy trzeba było rozstrzygnąć na swoją korzyść mecze z Turczynkami czy Serbkami. Z Brazylijkami kadra Lavariniego grała tylko w tym roku, w fazie zasadniczej Ligi Narodów, i przegrała. Dlatego wiadomo było, że jeśli Polki chcą zdobyć medal, to będą potrzebowały przełamania z niektórymi rywalami.
I tak pokonały Turczynki i Brazylijki, z którymi do tej pory zwycięstwa zdarzały się okazjonalnie, zazwyczaj nie na takim poziomie rywalizacji. A porażka z Włoszkami? Cóż, układ w stawce nieco się zmienił i bez większych kłopotów w półfinale ograły Polki, które zmęczone pięciosetowym meczem z Turczynkami, nie były tego dnia sobą. To jednak nie porażka z tych, które ktoś będzie polskim zawodniczkom wypominał. Zresztą, skoro układ na szczycie się zmienił, a niemal jedynym stałym elementem pozostały w nim Polki z medalami na szyjach, to nie ma na co narzekać.
Magia Lavariniego wciąż działa. Zaufanie Polek do Włocha pozwala osiągnąć to, o czym marzyliśmy Zeszłoroczny medal był wyjątkowy: bo pierwszy, wywalczony po latach przerwy w obecności na podium światowych imprez i pozwalający uwierzyć. Teraz to już jeden z kolejnych sukcesów. Ale za to jak smakuje! Chyba jeszcze lepiej niż ten zeszłoroczny i to z kilku względów.
Fakt, że Turczynki i Brazylijki, czyli drużyny, z którymi Polki długo sobie nie radziły, wreszcie musiały się im pokłonić, jest czymś niezwykłym. Być może nawet większym niż brązowy medal sam w sobie. Żeby z nimi wygrywać, trzeba wzbić się na galaktyczny poziom. I polska drużyna tak właśnie zagrała. Co prawda, trzeba oddać Brazylijkom, że ich jakość i powrót, do którego doprowadziły w meczu o trzecie miejsce, też zasługuje na uznanie. Być może był nawet wart medalu, ale trzeba było go wyszarpać w końcówce i to lepiej wykonały Polki.
Choć Gabi Guimaraes, jedna z najlepszych na świecie, jedną z piłek obroniła ekwilibrystyczną przewrotką i uderzeniem nogą, to na koniec właśnie ona musiała być pocieszana przez na trybunach i zawiedzione koleżanki. To ona skończyła bez medalu, a Polki mogły świętować zdobycie własnego na środku boiska. Do kolejnego sukcesu Polki doprowadził człowiek, który odmienił ich myślenie dwa lata temu. Magia Stefano Lavariniego i jego przesłanie wciąż działa na zawodniczki.
Mentalność zwyciężczyń, którą im wpoił, w żaden sposób nie uciekła, a dalej procentuje. Polki konsekwentnie podążają w wytyczonym przez niego kierunku. A zaufanie do metod Lavariniego pozwala im osiągać poziom, o którym wszyscy jeszcze niedawno tylko marzyliśmy. To tym piękniejsze, że Włoch zbudował tu prawdziwy zespół. Nie jest tak, że to tylko Magdalena Stysiak i gdy jej zabraknie, to niczego na boisku już nie zobaczymy.
Jak w każdej drużynie, gdy zabraknie kluczowej postaci w wielkiej formie, to poziom znacząco się pogarsza, ale najważniejsze, żeby mieć alternatywy. I żeby ta kluczowa Stysiak nie była jedyną siłą Polek. A sam mecz o brąz, którego bohaterkami zostały przyjmujące Martyna Łukasik i Martyna Czyrniańska, pokazał, że ich forma nie zależy tylko od jednej siatkarki. Być może właśnie dzięki temu czasem przebijają inne reprezentacje. Lavarini potrafił znaleźć liderkę w każdej zawodniczce, którą wystawiał na boisko.
Nie wszystkie najlepsze zespoły na świecie mają taki komfort. Polki nawiązują do ery sukcesów sprzed 60 lat. Zasługują, żeby pozostać na szczycie Tak w ostatnich latach Polki jeszcze nie osiągały sukcesów. To pierwszy raz od równo 60 lat, kiedy udało im się zdobyć dwa medale imprezy rangi światowej z rzędu.
Wtedy też były to dwa brązowe krążki: mistrzostw świata z 1962 roku w Związku Radzieckim i igrzysk olimpijskich w Tokio dwa lata później. Teraz to dwa miejsca na najniższym stopniu podium w Lidze Narodów, osiągane rok po roku. Ta stabilność może cieszyć i pokazuje, że Polki wkraczają na teren, gdzie do niedawna jeszcze ich nie było. Tylko era medali z lat. 50 i 60. może się z tym równać.
Teraz sukcesy, jeśli były, to zazwyczaj chwilowe lub niepełne. Gdy „Złotka” zdobywały dwa złota mistrzostw Europy, były wielkie i oczekiwano od nich sukcesów także na arenie międzynarodowej. Z jakiegoś powodu do tego nigdy nie doszło. Teraz, choć kadra Lavariniego na mistrzostwach Europy medalu nie zdobyła, to jest już w stanie dorównywać najlepszym na świecie. A to świetna informacja w kontekście igrzysk.
W Paryżu to właśnie te Brazylijki, które Polki pokonały, zdobywając brąz, będą ich rywalem w fazie grupowej. Tam trzeba będzie też zagrać z Japonkami, finalistkami Ligi Narodów, ale postawa polskiego zespołu na tegorocznym turnieju finałowym w Bangkoku pokazuje, że nikogo nie powinny się już bać.
A nawet największe zespoły mogą mierzyć Polki swoją miarą. To bezcenne. I oby tak, jak w przypadku zdobytych medali, nikt im tego już nie odebrał. To miejsce, do którego polska siatkówka kobiet doszła dobrymi decyzjami i ciężką pracą. Zasługuje, żeby w nim pozostać.