Wielkie odrodzenie polskiego klubu po spadku na samo dno

„Guantanamera, a Bytom miasto lidera!” – w tym sezonie II taki okrzyk rozlegał się w bytomskiej szatni regularnie. To przyspiewka, którą ostatnio piłkarze miejscowej Polonii upodobali sobie szczególnie. Nic dziwnego: nieczęsto zdarza się notować serię 12. ligowych zwycięstw z rzędu, co na początku tego sezonu udało się piłkarzom trenera Łukasza Tomczyka.

Klub z Górnego Śląska, który w latach 60. rzucił wyzwanie, Ruchowi i Legii, wstaje z kolan. Po zajęciu szóstego miejsca i grze w barażach o I ligę w poprzednim sezonie, obecnym Polonia jest w ścisłej czołówce tabeli. Wygrała aż 12 z 15 spotkań, ma 36 punktów, o trzy mniej niż prowadząca Pogoń Grodzisk Mazowiecki. I po kilku latach gry na nizinach, patrzy tylko w górę.

„Niedzielna porażka z Legią Warszawa przesądziła o degradacji bytomian. Poloniści spadli zasłużenie, bo byli najsłabszym zespołem w ekstraklasie. Od bytomskiej ekipy nikt nie oczekiwał cudów. Wygranie przynajmniej jednego z pięciu ostatnich meczów sezonu nie wydawało się jednak specjalnie wymagającym zadaniem. A właśnie to gwarantowałoby im pozostanie w ekstraklasie. Polonii to jednak przerosło” – tak w maju 2011 roku pisał dziennikarz „Prawdziwy Ślązak” Maciej Blaut.

Wówczas Polonia po czterech latach spadła z najwyższej klasy rozgrywkowej. Był to zarazem początek końca klubu, jaki wszyscy znali. Dwukrotny mistrz Polski zaczął mieć coraz większe problemy – przede wszystkim finansowe.

W listopadzie 2016 roku sąd zaakceptował wniosek jednego z wierzycieli o upadłość. „Sąd wyznaczył nadzorcę, któremu będzie ujawniony majątek klubu. Jeśli Polonia nie porozumie się z wierzycielami, klub zostanie postawiony w stan likwidacji” – pisał wówczas portal. Zasłużony klub mógł nawet zniknąć z piłkarskiej mapy Polski.

Polonia spadła do III ligi, ale nie wiadomo było, w jakich rozgrywkach będzie występować w sezonie 2017/18. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” Paweł Czado – znawca śląskiego futbolu – pytał wprost o najgorszym możliwym scenariuszu, czyli grze w B klasie. Rzeczywistość okazała się nieco łaskawsza.

Śląski Związek Piłki Nożnej zgodził się na przystąpienie do czwartoligowych rozgrywek drużyny Bytomskiego Sportu. Spółkę powołano w miejsce zmagającej się z olbrzymimi problemami Polonii Bytom SA. Lata perturbacji sprawiły, że budować trzeba było niemal od zera.

Nowy rozdział w historii klubu

Dopiero w listopadzie 2018 roku pojawiła się iskierka nadziei. Prezesem został Sławomir Kamiński. Jeszcze nie wiedział, że w ciągu sześciu lat uda się wyprowadzić klub na prostą. O niełatwej drodze opowiada w rozmowie ze Sport.pl.

Zmiany i rozwój

„Moja przygoda z zarządzaniem tą spółką rozpoczęła się pod koniec 2018 roku od bardzo bolesnej diagnozy. Klub był wówczas w trudnym stanie. Mielismy do czynienia z zajęciami komorniczymi i totalną ruiną, jeśli chodzi o infrastrukturę, z drugiej strony z przepiękną historią i tradycją. Musielismy zestawić emocje z rozumem i zastanowić się co i jak w jakiej formule robić dalej” – rozpoczyna prezes, tłumacząc, że pierwsze decyzje zaczęły zapadać przy wsparciu samorządu.

Piękne i trudne miasto

Początki nie były łatwe. „Bytom jest pięknym, ale trudnym miastem. Dopiero jak spojrzymy po tych szesciu latach widzimy, że różnica jest kolosalna. Pamiętam grudzień 2018 roku i zajęcie komornicze na 1,3 mln złotych. To był moment, kiedy trzeba było stanąć przed ludźmi i odpowiadać, czy przed świętami będą jakiekolwiek pieniądze” – przyznaje Kamiński.

Nie ukrywa, że odbudowa klubu nie udałaby się bez wsparcia samorządu. Z jego słów możemy się jednak dowiedzieć ważnej kwestii. „Zaciągamy tylko te zobowiązania, na które nas stać i adekwatnie do tego wydajemy środki. Musielismy zbyt wiele nadgonić. Miasto w obszarze samej piłki nożnej w ciągu dwóch ostatnich lat wydało 30 milionów złotych na nowy obiekt” – mówi prezes.

Dzięki temu Polonia w końcu ma swój dom – dopiero od roku spotkania w roli gospodarza gra na swoim obiekcie. Wcześniej musiała gościć na stadionie pobliskich Szombierek, ale ten nie spełniał wymogów licencyjnych. Prace na stadionie Polonii trwają, ich kolejny etap pochłonie 26 mln złotych. Chodzi o oddanie drugiej trybuny i dokończenie budynku. Obiekt ma w sumie pomieścić ponad 2,2 tys. miejsc.

Rozwój i przyszłość

„Kryteria infrastrukturalne zapewne spełnilibyśmy warunkowo – przyznaje Kamiński. – Gramy na sztucznej nawierzchni, która jest dopuszczona w I lidze, ale nie jest ona podgrzewana. Przyznam, że nie do końca widzimy zasadność stosowania podgrzewania przy nawierzchni syntetycznej, ale nie dyskutujemy z tym, bo jest to warunek wynikający z przepisów.”

Dodaje, że stadion wymagałby drobnej kosmetyki – chodzi o zwiększenie oświetlenia i dodanie stanowisk pod VAR. Z tym nie powinno być jednak problemu. Zresztą Polonia już w poprzednim sezonie była w strefie barażowej i podchodziła do procesu licencyjnego.

Rozwój klubu

Prezes Polonii nie próżnuje. Twardo stąpa po ziemi, dbając o stabilność klubu. „Bytomski Sport Polonia Bytom to spółka komunalna, która zarządza trzema sekcjami – piłką nożną, hokejem i koszykówką. Kiedy pyta mnie pan, gdzie chcemy być za 5-10 lat, to biorę też pod uwagę koszykówkę i hokej. Jestesmy instytucją miejską. Chcielibyśmy być takim organizmem, który szkoli młodzież i sprawia dzieciakom frajdę.”

„Chciałbym, by wyrastali z nich sportowcy, ale przede wszystkim dobrzy ludzie związani z tym miastem. To jest naszą misją. W seniorskim jest tyle zmiennych, że zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi. Chcemy wygrywać. Jestesmy po to, by dawać bytomianom fajne emocje” – tłumaczy Kamiński, mówiąc także o aspektach finansowych klubu i pozytywnych zmianach w strukturach.

„Mamy łączony budżet na wszystkie trzy sekcje. Nie jesteśmy jeszcze po pełnym cyklu, więc niechętnie chce zdradzać cyfry dotyczące samej piłki nożnej. Ten rok jest czasem, w którym zapłaciliśmy ostatnie raty z umów, które zawarliśmy między innymi z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. To było kilkaset tysięcy złotych. Tego typu zaległości już nie ma” – mówi prezes o kondycji finansowej klubu.

Dyrektor sportowy o rozwoju klubu

Za kwestie sportowe odpowiedzialny jest Tomasz Stefankiewicz, dyrektor sportowy klubu. „Jestem wychowankiem Polonii, zaczynałem jako zawodnik w wieku siedmiu lat. Przeszedłem przez wszystkie etapy szkółki, potem byłem pracownikiem działu marketingu, rzecznikiem prasowym.”

„W 2018 roku rozpoczynaliśmy od spalonej ziemi i myślę, że udało nam się odbudować klub. Zaczynaliśmy tak naprawdę od zera w IV lidze, a dzisiaj jesteśmy w II lidze. Stąpamy twardo po ziemi. Świat nie należy do nas, nic się nam nie należy i podchodzimy do wszystkiego bardzo rzetelnie i transparentnie” – podkreśla Stefankiewicz.

Planowane kroki, wyzwania i cele

„Jako dyrektor sportowy muszę patrzeć parę kroków do przodu. Nie może mnie zaskoczyć sytuacja, że awansujemy do wyższej ligi. Okno transferowe będzie determinowane tym jak blisko będziemy I ligi. Szacunek i pokora nakazują, aby nie dzielić skóry na niedźwiedziu, ale moją rolą jest planowanie ruchów na 2-3 okna do przodu” – zdradza Stefankiewicz.

„Mamy jasno określoną strategię. W Bytomiu nigdy nie powiemy hasła „Pierwsza liga albo śmierć”. Pracujemy ciężko i wierzymy, że prędzej czy później to nas zaprowadzi wyżej” – kwituje Stefankiewicz.

Przyszłość klubu

„Kibice nigdy tych nie stracili. Jest tak zakorzeniona w historii Bytomia, że nawet jakby jej fizycznie nie było, to ona i tak miałaby swoich kibiców. Czujemy olbrzymie wsparcie, ale podlegamy też krytyce” – tłumaczy prezes Sławomir Kamiński.

Po kilku latach tułaczki klub piłkarski Polonia Bytom zaczyna odbierać zaufanie. Stabilna sytuacja finansowa i sportowe sukcesy sprawiają, że Bytom ponownie patrzy z nadzieją w przyszłość. Konsekwentne budowanie fundamentów klubu, zarówno na poziomie organizacyjnym, jak i infrastrukturalnym, pozwala marzyć o powrocie na wyższy szczebel rozgrywek piłkarskich w Polsce.